Kaja Jałoza Na początek, proszę, powiedz coś o sobie.
Maria Pastwa Z wykształcenia jestem filozofką, natomiast filozofię wykorzystuję głównie pozaakademicko, starając się zrozumieć to, z czym się stykam i co mnie interesuje. Na co dzień zajmuję się pracą z ciałem. Od dawna tańczę taniec współczesny, a od kilku lat również próbuję różnych praktyk somatycznych, kształtujących świadomość ciała na rozmaite sposoby. Lubię doświadczać tego na warsztatach z somatyki i sama też prowadzę czasem zajęcia, aby podzielić się z innymi tym, co udało mi się już wypracować.
K Równie rzetelnie realizujesz te praktyki w warstwie teoretycznej.
M Staram się połączyć te dwa bieguny istnienia, czyli bardzo intelektualne przemyśliwanie i analizowanie doświadczenia z doświadczeniem płynącym wprost z ciała. Te dwa wymiary mają zupełnie różne języki, więc cały czas szukam punktów, w których to się może zetknąć i może się przeplatać. 
K A jakbyś miała powiedzieć, czym jest w ogóle świadomość ciała? Prosta definicja.
M Proste definicje nie są moją specjalnością, natomiast mogłabym spróbować ugryźć to z różnych stron. W takim najprostszym, fizycznym sensie, świadomość ciała to byłaby świadomość odczuć zmysłowych, płynących ze wszystkich naszych pięciu zmysłów, albo sześciu, jeśli liczyć propriocepcję, czyli czucie wewnętrzne. Tak więc świadomość ciała, jako że odczuwanie zmysłowe jest odczuwaniem cielesnym, byłaby właśnie otwartością na odbieranie bodźców zmysłowych. I można próbować to jeszcze rozszerzyć o interpretację, czyli rozumienie tych bodźców. Kiedy pracujemy ze świadomością ciała, to często pracujemy też z emocjami, które się poprzez ciało objawiają, czy z różnymi wyobrażeniami, które rodzą się z odczuć zmysłowych, a to już wykracza poza takie „czyste” czucie fizyczne. 
K To właściwie ogromne obszary do pracy terapeutycznej, w której praca ze świadomością ciała może pomagać. Mam na myśli umiejętność odczytania tego, co i w jakim miejscu w twoim ciele się dzieje. Na przykład gdzieś pojawia się więcej krwi, tzn. czujesz, że krew napływa ci do rąk i wiesz, że to jest złość. Lub robi ci się chłodno i chcesz się skulić, wtedy to zazwyczaj smutek albo lęk. Okazuje się, że wcale nie są to absolutnie oczywiste rzeczy. Niby wiedza podstawówkowa, a okazuje się, że wiele dorosłych osób być może jest w stanie powiedzieć, jak się emocje objawiają w ciele, ale niekoniecznie je poczuć albo realnie zinterpretować, że np. to co teraz się ze mną dzieje, to sygnał z mojego ciała, że jestem w stanie zagrożenia.
M Tak, bo my jednak w procesie wychowania i socjalizacji jesteśmy przeważnie uczone i uczeni, że emocje są czymś bardziej umysłowym i może przez to zapominamy o komponencie cielesnym emocji. Te wszystkie trudne, jakoś niepokojące lub niekomfortowe, czy po prostu niestandardowe odczucia z ciała, które do nas przychodzą, bardzo łatwo spychamy w obszar choroby fizycznej. Bierzemy leki albo szukamy w internecie, jaka to choroba, nie zastanawiając się nad tym, że to może być po prostu psychosomatyczny objaw płynący z jakiegoś doświadczenia psychicznego.
K Objaw niekoniecznie patologiczny. Patologia może się jednak pojawić, kiedy odczucie będzie zbyt długo ignorowane.
M Tak. To, co w nas, co czujemy, co myślimy, co z tych rzeczy jest patologiczne, a co „normalne”, to współcześnie wielki temat i poważny problem. Jak to sklasyfikować? Jak oddzielić? Zarówno w medycynie, jak i w psychologii mamy już bardzo dużo rozmaitych chorób i zaburzeń, które możemy zdiagnozować i bardzo łatwo jest wszelkie odczucia zmagania czy dyskomfortu, zarówno z ciała, jak i z psychiki, czy właśnie z tego obszaru pomiędzy, nazwać patologicznymi lub nienormalnymi.
K To chyba taki moment napływu wiedzy i odkryć, z którym jeszcze sobie nie poradziliśmy. Nie potrafimy tego uporządkować. Okej, czyli wychodziłoby na to, że są wady i zalety posiadania świadomości ciała albo rozwijania świadomości ciała? Plusem byłoby to, że jesteś w stanie rozpoznać, co się dzieje w twoim ciele i zareagować, jeżeli przeczuwasz chorobę albo dać sobie odpoczynek, kiedy ciało o to „prosi”; albo właśnie zinterpretować poprawnie swoje emocje, co pomaga w kontaktach międzyludzkich. Z drugiej strony, ja sama zauważam, że odkąd zaczęłam pracować nad świadomością ciała, to czuję ból dużo intensywniej. 
M A niech to… Wypieranie różnych odczuć zdecydowanie ma swoją funkcję, po coś jest, więc oczywiście jeżeli się zabieramy za uświadamianie sobie trudnych rzeczy, także trudnych rzeczy w ciele, to musimy się liczyć z tym, że być może rozmontowujemy jakiś mechanizm obronny, który nas do tej pory trzymał w całości. Później okaże się, że trzeba będzie poszukać nowego sposobu na odnalezienie równowagi.
K W takim razie po co w ogóle pozbywać się takiego mechanizmu przystosowawczego, skoro bez niego czuję więcej bólu i dyskomfortu? Może mam dzięki temu szansę czuć też więcej przyjemności?
M Masz szansę przede wszystkim dostrzec i zrozumieć ten ból, może znaleźć jego przyczyny i dzięki temu zająć się nim u podstaw, wyeliminować go czy złagodzić u jego korzeni. To też nie jest tak, że mechanizmy obronne nas idealnie bronią przed trudnymi rzeczami. Są też takie reakcje ad hoc, które są z grubsza skuteczne, ale ten ból często będzie dawał o sobie znać w rozmaitych innych formach. Ciało będzie komunikowało o tym, że jest w trudnej sytuacji różnymi innymi kanałami.
K Mogę to potwierdzić na swoim przykładzie niezdrowo regulowanego lęku. Dowiedziałam się w toku pracy z ciałem – przez budowanie świadomości somatycznej – że moje ciało jest w stanie permanentnego lęku, który jest bezzasadny w tej sytuacji życiowej, w której obecnie jestem. Po prostu moje ciało nauczyło się tej reakcji we wczesnym wieku, w odpowiedzi na zagrażający bodziec. Dopiero przed 30tką, kiedy okazało się, że cofają mi się dziąsła i mogą wypaść mi zęby, bo za bardzo je zaciskam, o czym nawet nie miałam pojęcia, stwierdziłam, że chyba warto popracować nad źródłem problemu i przez proces psychoterapii nauczyłam się rozpoznawać lęk w swoim ciele. Ciekawe, że wcześniej próbowałam różnych praktyk ruchowych i zawsze miałam jakąś lekkość w poruszaniu się i w odczuwaniu swojego ciała, a jednak nie byłam w stanie połączyć tych dwóch warstw, o których powiedziałaś na początku. Teoretycznego rozumienia emocji, tego jak działają i jak w ogóle funkcjonuje organizm, zsyntetyzować i zasymilować z tym, co realnie „widzi” moje ciało.
M To ważne, na co zwróciłaś uwagę. Musiałaś popracować ze swoją psychiką i przejść jakiś proces terapeutyczny, gdzie było dużo rozmów, rozmyślań na temat tego, co się tobie dzieje. To właśnie ta dodatkowa warstwa świadomości ciała: nie tylko zauważam odczucia w moim ciele, ale też potrafię je sobie opowiedzieć, zrozumieć, umiejscowić w kontekście mojego życia co i z czego wynika. Uważam, że praktyki somatyczne, choć bardzo pomocne w procesie terapeutycznym, w ogóle w procesie rozumienia i ukorzeniania się w sobie i w świecie, nie są jednak samowystarczalne; samodzielne. Potrzebują też jakiejś narracyjnej czy dyskursywnej otoczki. Musimy także umieć to przemyśleć i zintegrować ze znaczeniami w naszym życiu.
K A jakie są te praktyki somatyczne, o których mówisz? Wiem, że są różne metody, ale zdaje się, że nie ma tak wielu, w których spotyka się właśnie zarówno warstwa narracyjna, jak i somatyczna.
M Myślę, że to wynika trochę z tego, że obecnie jest moda na ciało, na różne formy troski o ciało i pracy z ciałem. Chodzimy na zajęcia, na których się poruszamy albo podotykamy, jest fajnie, ekscytująco, ciało zapracowało i jest cudownie, ale tak to zostawiamy. A jak teraz to zgłębić? Jak to zrozumieć? Psychoterapia jest oczywiście takim procesem, który jest zaprojektowany i stworzony po to, żeby takie rzeczy rozumieć i integrować, ale ja też myślę o zwykłej rozmowie, np. ja bardzo lubię warsztaty i rozmaite praktyki, które są rozpoczęte i zakończone rozmową. Wtedy mamy możliwość podzielenia się tymi doświadczeniami i konfrontujemy je z doświadczeniami innych. Fajne są też praktyki, które w sam proces włączają mówienie i rozmawianie albo nawet pisanie. Dzięki temu jest miejsce na to, żeby zwerbalizować to, co się wydarza.
K Myślisz o jakichś konkretnych nurtach?
M Na przykład o ruchu autentycznym, który polega na tym, że jest osoba poruszająca się i osoba świadkująca. Osoba poruszająca się ma chwilę dla siebie i dla swojego ruchu, improwizuje ruchowo, a osoba świadkująca przygląda się temu i później następuje wymiana obserwacji. Osoba poruszająca się mówi o swoich doświadczeniach, a osoba świadkująca o swoich. Czasem też osoba świadkująca próbuje odtworzyć ruch osoby, którą obserwowała. I to już jest właśnie ten bardziej refleksyjny poziom przeżywania cielesnego.
K Wiesz, przywiodło mi to na myśl teatr. Teatr jest przecież taką praktyką, w której ruch jest integrowany z warstwą językową. Przede wszystkim w aktorstwie, bo żeby zbudować rolę, pracujesz cieleśnie, ale to, co jest grane ciałem, wynika bezpośrednio z narracji; z opowieści.
M Tak, i tu mogą być dwa procesy. Jeden w kierunku od założonej postaci do ruchu, czyli ruch jest jakoś podporządkowany tej kreacji, którą sobie zaplanowaliśmy, i jest konsekwencją projektu, ale może być też proces odwrotny, czyli od ruchu do postaci. To te wszystkie metody pracy aktorskiej, gdzie poszukuje się charakteru postaci w ciele i emocji szuka się najpierw w ciele, żeby rozpoznać, co to jest za byt, który ja teraz będę wcielać.
K Wiesz, mam takie wrażenie, że współcześnie zatraciliśmy ten rodzaj mądrości związany z interpretacją rzeczy, które się w ciele dzieją. Jakby to była taka sztuka, taka wiedza, która kiedyś funkcjonowała w warstwie „potocznej”, w zwykłym życiu. Miało się jakieś rady i powiedzenia, że np. jak cię szczypie ucho, to ktoś cię obgaduje. Ten przykład akurat nie ma sensu, ale rozumiesz…
M Mhm, że jak masz motylki w brzuchu, to masz jakieś romantyczne uczucie… 
K Tak! A teraz się mówi, że jak masz motylki w brzuchu, to jest sygnał o toksycznej relacji, o potencjalnej koluzji z osobą, do której masz te motylki.
M O tym nie słyszałam! Za to bardzo często słyszę, jak ludzie, próbując nazwać swoje uczucie przywiązania do kogoś, mówią, że im się zaczęła wydzielać oksytocyna. Co też, jak mi się wydaje, jest próbą zbliżenia się do bytu materialnego, jakim jesteśmy. Dzisiaj raczej myśli się o mózgu jako materialnej podstawie człowieka, o hormonach, neuroprzekaźnikach itd. Używa się żargonu naukowego, bo jest coraz bardziej popularny i uznany, przede wszystkim jako sposób na interpretowanie doświadczeń, ale często niestety zgubny. Myślę, że to pokazuje, jak my ciągle próbujemy się do tej naszej materii zbliżyć poprzez słowo, przy czym to zawsze będzie jakaś forma metafory. Powiedziałam o oksytocynie  i wydaje się, że użyłam takiego słowa bardzo technicznego i konkretnego, ale co to właściwie dla nas znaczy? Wydzieliła mi się oksytocyna, czyli jak ja to mogę poczuć? To też jest jakaś metafora, którą próbujemy przyłożyć do rzeczywistości, a ona jest niezwykle płynna.
K Może to jest fenomen języka polskiego, ale my trochę cierpimy na ten brak formy języka pomiędzy medycznym a literackim.
M Tak się mówi, chociaż wydaje mi się, że to nie jest kłopot z językiem polskim, tylko raczej z naszą codzienną komunikacją. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do wybierania innych słów na co dzień. Język polski jest bardzo bogaty i chociażby teksty Jolanty Brach-Czainy pokazują, że można w niezwykle poetycki sposób pisać o ciele, o mięsności ciała, o wszystkich wydzielinach, które przez nie płyną i pulsują w nim. Ale to też kwestia odwagi do dziwności i metaforyczności właśnie. To by oznaczało użycie języka w sposób trochę bardziej niestandardowy.
K Tylko że to wciąż nie jest język potoczny, którym możesz się komunikować rzeczowo i zwyczajnie. Mówisz „wydzieliła mi się oksytocyną”, czyli co? Czuję, że mi miękną kolana, że zrobiło mi się ciepło, błogo…
M „Błogo” to już właśnie słowo trochę literackie. Wydaje mi się, że tutaj może grać rolę wstydliwość. To znaczy, zarówno język przenośny, tak bardzo przenośny, że w ogóle nie dotyka tej treści cielesnej, tej mięsnej treści, jak i techniczny język - to są języki, których my możemy bezpiecznie używać; bez obawy, że dotkniemy jakichś takich naszych ukrytych skojarzeń, tego co my naprawdę czujemy i powiemy „co nam ślina na język przyniesie”.
K Tak, bo to, jakich słów używasz, kiedy nie posługujesz się nomenklaturą medyczną albo językiem literackim. może pokazać, jak myślisz rzeczywiście. To ja bym teraz chciała wrzucić temat jedzenia.
M Fantastycznie, skoro już o mięsności… Ja od razu mówię, że jestem wege, więc za dużo o mięsności nie powiem.
K Ale też, wiesz, same jesteśmy mięsem.
M No jesteśmy, to prawda.
K To też jest jest ciekawe, że mięso jest takie abiektualne. Współcześnie coraz bardziej modne jest, żeby mięsa w ogóle nie lubić, żeby jakiś wstręt budziło. No a kurcze, to my tak wyglądamy. Mam wrażenie, że już nie zawsze chodzi o to, żeby etycznie nie jeść mięsa innych stworzeń, tylko żeby w obiegu nie było obrazu krwi, tkanek… Kiedyś był to mocno popularny i taki… niebudzący wielkich emocji widok.
M Hm… nie wiem, czy tak jest, że my na tę mięsność nie chcemy patrzeć. Chyba tej mięsności w różnych formach jest ciągle bardzo dużo. Nie rażą nas fizyczne sceny przemocy, nie razi nas pornografia, która też jest jakąś formą mięsności…
K Tak, widzę, o co ci chodzi, tylko mam wrażenie, że jednocześnie jesteśmy zobojętnieni na to i też weszło to do jakiejś strefy tabu. Pornografia nie bulwersuje, ale też nie za bardzo wypada o niej rozmawiać. A tam jest ten charakter mięsności związany z płynami, fizjologią itd., ale też z takim rodzajem dotyku, że dotykasz ciała i możesz je ścisnąć i czuć pod rękami. Wiesz, mięśnie, po prostu czujesz tkankę. Kiedyś na porządku dziennym było obrabianie mięsa w praktycznie każdym domu, bo wegetarianizm był rzadki i regularnie miało się do czynienia z tą tkanką. Też jako dziecko musiałaś przebywać pośród ludzi i miałaś więcej tego dotyku. A mam wrażenie, że jak już stajemy się dorośli i żyjemy w czasach, w jakich żyjemy, to dotyku mamy mało, nawet za mało. Jesteśmy bardziej odizolowani w społeczeństwie i zatraca się to wrażenie. Wiesz, to takie cielesne rozumienie mięsności. 
M Takie namacalne rozumienie mięsności, tak? Przypomniałaś mi taką scenę z mojego dzieciństwa. Będąc bardzo małym dzieckiem, siedziałam w ogrodzie u prababci i przyglądałam się, jak dziadek patroszy ryby. Niezapomniany widok, naprawdę monumentalny, powiedziałabym. Pamiętam bardzo dobrze dźwięki wyciągania wnętrzności tej ryby i wrzucania jej do wiadra i jeszcze chlupoczących ryb obok. To było faktycznie bardzo zmysłowe doświadczenie i w tamtym czasie dla mnie akurat w ogóle nie odrażające, nie przerażające, bo jeszcze będąc dzieckiem, może stosunkowo mało wrażliwym, nie znałam konceptów związanych ze wstrętem. Jeszcze nie wiedziałam, że to jest coś, czego można się brzydzić. W sumie teraz sobie pomyślałam, że na pewno ten wymiar mięsności, który się wiąże ze zmysłami bliskości, czyli z węchem i dotykiem, to on nam zanika. Coraz bardziej jesteśmy nastawieni na zdigitalizowane życie, gdzie działa raczej zmysł wzroku i słuchu. Możemy sobie na filmach pooglądać ciała i usłyszeć je, ale nie poczujemy ich zapachu, nie dotkniemy skóry wilgotnej od potu. W życiu codziennym to samo: jeżeli w przeważającej mierze żyjemy samotnie i każdy w swoim mieszkaniu, to też nie będziemy widzieć ludzkich ciał, oprócz swojego własnego, w takich sytuacjach jak spanie, wstawanie rano do łazienki; ominą nas różne wonie unoszące się od ciała, które np. choruje albo wstaje na kacu.
K Też mam wrażenie, że mamy mniejszą tolerancję na przebywanie blisko siebie z tymi wszystkimi zapachami, z chemią, która się wiąże z byciem wśród ludzi. Może nasiliło się to po pandemii, przynajmniej u mnie. Część osób cierpiała w izolacji i łaknęła kontaktu, a potem natychmiast wróciła do życia towarzyskiego. A ja się czułam w kwarantannie naprawdę nieźle.
M Ja podobnie. Dla mnie to był czas, w którym miałam okazję wyjść z różnych swoich trudnych stanów i wyregulować się, bo nie docierało do mnie tyle bodźców z zewnątrz.
K To mi przywodzi na myśl kwestię neuroróżnorodności jako pewnej predyspozycji układu nerwowego do wrażliwości na bodźce. Mój też jest raczej reaktywny, podatny na przeładowanie i zbyt duże nasilenie bodźców, nawet pozytywnych, kończy się dla mnie epizodami obniżenia nastroju, jeśli w porę nie odpocznę. Bardzo teraz głośno o autyzmie i ADHD, sama dużo się naczytałam i przyznaję, że dopiero dzięki tej technicznej wiedzy popartej samoobserwacją zrozumiałam, jak o siebie dbać i co odczucia z ciała do mnie „mówią”.
M Świadomość ciała polega właśnie na długotrwałej obserwacji i poznawaniu siebie. Tak jak, powiedzmy, masz dziecko albo masz nowe zwierzątko i chcesz je poznać, dowiedzieć się, co sprawiałoby mu przyjemność, a co jest dla niego niebezpieczne, to po prostu musisz przyglądać się temu, jak reaguje, jakie sygnały wysyła w odpowiedzi na jakie sytuacje. Czasami my swojego ciała musimy się w ten sposób trochę nauczyć od nowa. Najczęściej jest tak, że niestety nie jesteśmy mistrzyniami w interpretowaniu własnych ciał. Trochę to, jak postępujemy z naszymi ciałami, jest odbiciem tego, jak z nami się postępowało, kiedy byłyśmy małe. Jak płakałyśmy, to co rodzic odpowiadał, jak się zachowywał… Tak siebie traktujemy teraz, bo tego się dawniej nauczyłyśmy, więc zmiana wymaga krytycznej analizy – co z tego działa, a co nie działa i co można spróbować robić inaczej. Czasem takie spojrzenie z zewnątrz pomaga się zdystansować i tym samym lepiej się sobą zaopiekować. 
K Trochę tak,jak świadkowanie w ruchu autentycznym, tylko że sobie dla siebie.
M Dokładnie tak. Swoją drogą, taki jest właśnie cel praktyki ruchu autentycznego. Świadek zewnętrzny jest po to, żebyś ty mogła sobie w trakcie wytworzyć wewnętrznego świadka, żebyś nauczyła się samej sobie świadkować i opowiadać to, co ci się przydarzyło we współczujący i stosunkowo bezstronny sposób.
K Wszystko to jest niezwykle ciekawe, ale znów będę próbowała cię jakoś zaciągnąć w stronę jedzenia, więc zapytam: czy jest coś takiego, co się wydarzyło w twoim życiu wokół jedzenia, co cię jakoś totalnie zachwyciło albo wzbudziło wstręt?
M Pomijając epizod z patroszeniem ryby, którym już opowiedziałam… Mogę przywołać rozległe, długoletnie doświadczenie z jedzeniem, jakim były zaburzenia odżywiania. W moim przypadku przez parę lat była to anoreksja, która później przeszła w bulimię, jak to się często dzieje przy wychodzeniu z anoreksji. Przez parę lat zastanawiałam się dogłębnie nad tym, jak to się dzieje, że jedzenie – rzecz teoretycznie tak prosta, prymitywna – staje się medium dla emocji, dla uczuć, ale również dla doświadczeń, duchowych potrzeb…Teraz jedzenie ma dla mnie znacznie bardziej neutralną rolę. Od kiedy jestem zdrowa, nazwijmy to, i nie myślę o tym już tak intensywnie, mam raczej z jedzeniem kontakt taki jak większość ludzi, to znaczy jest ono dla mnie zarówno źródłem pożywienia, jak i źródłem przyjemności, źródłem jakichś znaczeń wspólnotowych, czy wspomnień związanych z miejscami. Ale wtedy to była dla mnie zagadka.
K Ja też mam doświadczenie zaburzeń odżywienia i kiedy teraz o tym myślę, to przede wszystkim jest mi przykro, że jedzenie mogło stać się dla mnie narzędziem karania siebie i manipulacji wobec swojego ciała. 
M Coś, co w założeniu ma być pokarmem, staje się narzędziem autoagresji. To jest potężny paradoks, tak. 
K Również źródłem pokarmu zmysłowo-duchowego, bo jedzenie jest przestrzenią ogromnej przyjemności. A przynajmniej może być. 
M Dlatego też może służyć jako substytut tej przyjemności, której np. brakuje nam na innych polach. Przyjemności, czy w ogóle jakiegoś poczucia ukojenia, nasycenia…
K Wspomniałaś o przechodzeniu w bulimię – to właśnie ten etap bombardowania się przyjemnością, zapełniania się, wprawiania w stan odurzenia cukrowo-tłuszczowego.
M Bo tak działają wszystkie fenomeny psychosomatyczne – dwustronnie. Tzn. z jednej strony mamy fizyczną reakcję organizmu, np. po anoreksji organizm jest po prostu wygłodzony i ma duży brak składników odżywczych, więc będzie się rzucał na wszystko, co tłuste i słodkie w taki napadowy sposób. Z drugiej strony jest komponent psychiczny, czyli że po latach restrykcji, odmawiania sobie przyjemności czy w ogóle zaspokajania podstawowych potrzeb wreszcie chcesz trochę się uwolnić od tej kontroli i zrobić sobie dobrze. I nie możesz się powstrzymać, chcesz żeby to było „na całego”.
K No tak, czyli znowu kwestia regulacji. W takim razie, troszeczkę zawijając i podsumowując, powiedziałabym, że budowanie świadomości ciała może być sposobem na dążenie do takiej ogólnej regulacji życiowej, jak rozumiem. Utrzymywanie w harmonii i pielęgnowanie tej maszyny-organizmu zwyczajnie przyczynia się do dobrego zdrowia, ale wymaga to dużej wiedzy, samowiedzy. Również, a może przede wszystkim, tej somatycznej.
M Tak, dodałabym jeszcze aspekt troski i opieki. Świadomość ciała to bycie blisko siebie, w sensie fizycznym, czyli przyglądanie się i reagowanie na potrzeby.
K Z pozycji troski, ale nie rozpieszczania.
M Chociaż czasami rozpieścić się też warto! 
K Absolutnie! Ja jestem za rozpieszczaniem. Przyjemność jest wspaniała i arcyważna. Po prostu odbijam od tego wątku bulimicznego, gdzie po prostu szaleńczo puszczasz kontrolę. 
M Jasne! Ale też myślę sobie, że ciało, które jest zadbane i ma zaspokojone potrzeby, prawdopodobnie nie będzie chciało 24 godziny na dobę pławić się w przyjemności. Ono będzie gotowe też do działania, do pracy, do pomocy innym, do poznawania, odkrywania… A ciało, które jest w permanentnym kryzysie i zaniedbaniu będzie łaknęło tej przyjemności w sposób nieograniczony, bo nigdy nie dostało nawet kropelki.
K I usłyszałam teraz ptaki na zewnątrz. Zauważyłam to ostatnio, że dopiero w pewnym momencie, jak jakoś osiądę fizycznie i jak te bodźce zaczną się osłabiać i porządkować we mnie wewnętrznie, to zaczynam słyszeć co się dzieje wokół. Jest to dla mnie bardzo jasny sygnał, że jestem w spokoju. Bo inaczej nie słyszę, odcinam się od słuchu. Mam wrażenie, że żyjąc w ciągłym pędzie i stresie. Możemy już nawet nie pamiętać, jakie to uczucie być w tym „zdrowym” stanie ciała; że to jakiś luksus. 
M Dlatego też tak trudno nam odpoczywać, przynajmniej ja tak mam. Zapominam czasem, jak to jest – trwać w poczuciu relaksu i bezpieczeństwa.
K Czyli mięsność. No dobra, myślę, że o zjadaniu stricte to nie było, ale jednak wątek jedzenia po błonach został podotykany.
M Po skórze muśnięty. Taki nie wymasowany, ale przygotowany do masażu
K Super, to niech to będzie pierwsza z cyklu rozmowa głaskająca i wprowadzająca. 
Dzięki!

więcej działalności Marii: Filozofia ciała / Maria Pastwa